wtorek, 4 września 2012

Thompson-Ivane Pavle 2

Kocham język Chorwacki, chociaż nie wiele z niego rozumiem.     Jednak zawsze chętnie słucham.

20120901.3-Corridonia_Vida-3 Bardzo ważne dla mnie.

piątek, 17 sierpnia 2012

Rekolekcje z O. Manjackalem

<object id="mediaplayer2915416176" classid="clsid:D27CDB6E-AE6D-11cf-96B8-444553540000" width="768" height="432"><param name="movie" value="http://www.gloria.tv/media/322651/embed/true/autostart/true/controls/false" /><param name="allowscriptaccess" value="always" /><param name="allowfullscreen" value="true" /><embed src="http://www.gloria.tv/media/322651/embed/true/autostart/true/controls/false" type="application/x-shockwave-flash" width="768" height="432" flashvars="media=322651&amp;embed=true&amp;autostart=true&amp;controls=false" quality="high" scale="noborder" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" /></object>

wtorek, 24 lipca 2012

Jeden dzień urlopu w Swarzewie u Misjonarzy Krwi Chrystusa.

W tym dniu postanowiłam pobyć sama. Powiedziałam dzieciom, że zostaję w domu.
Rano poszłam na mszę św. w kaplicy domowej Misjonarzy. Po mszy odmówiliśmy różaniec do Krwi Chrystusa. Potem śniadanie, które upłynęło w ciepłej rodzinnej atmosferze.
Po śniadaniu poszłam do kuchni spytać, w czym mogę pomóc i dostałam zadanie, obrania dwóch worków ziemniaków, każdy po 10 kg. Jakoś mi to szybko poszło, sama byłam zdziwiona i spytałam, czy jeszcze mogę się do czegoś przydać? Oczywiście mogłam.
Trzeba było ileś porcji, piersi z kurczaka usmażyć, i to poszło mi gładko. Chociaż muszę przyznać, że już dawno, nie pracowałam tak ciężko.
No, a potem był obiad, poczułam, że sobie zapracowałam na niego.
Po obiedzie ksiądz zawiózł mnie, przy okazji do Pucka, skąd wróciłam pieszo z kijkami.
Wracałam ok 1,5 godziny, i już w domu martwili się o mnie.  Ale zdążyłam na nieszpory. Po kolacji, jeszcze miła atmosfera z opowiadaniem, jak poradziłam sobie na piechotę. Ale ja często chodzę z kijkami, więc nie odczuwałam zbytnio ciężaru drogi.
Ale miło było usłyszeć, że się o mnie niepokoili. Tak więc minął mi ten dzień cudownie, byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Przypomniały mi się stare dobre czasy, kiedy w domu misyjnym tak własnie bywało. Jestem wdzięczna Panu Bogu, za ten dzień szczególnie.

sobota, 21 lipca 2012

Urlop - cd.

Następnego dnia pogoda był byle jaka, ale nie padało, więc po południu pojechaliśmy nad morze, we Władysławowie.  Ja oczywiście kijki do rąk i spacer po plaży, Zrobiłam parę kilometrów i poczułam sie świetnie. Michał z rodzicami zapoznawał się z morzem. Zdziwił się, że tak dużo wody.
Właśnie suszymy majtki Michała

Trzymał za rękę ojca, ale i tak zamoczył się i musieliśmy suszyć  jego majtki na wietrze. Czas był piękny, Michał szczęśliwy. Buzia mu się nie zmykała z wrażenia.  Ciągle powtarzał - "babcia, jak dużo wody, dlacego tak dużo wody?"                                                                                                                                                                                                              Zdjęcia w późniejszym terminie. są fajne.     CDN.

Urlop nad morzem.

W tym roku urlop spędzałam nad naszym polskim morzem.
Zakwaterowanie było w Swarzewie u Misjonarzy Krwi Chrystusa.  Ale po kolei.
Z domu wyjechaliśmy  ok. godz. 22.00 ze względu na Michała. Nie byłoby żadnej możliwości jechać w dzień, bo Michał wytrzymuje bez ruchu ok. 1 godziny. Ale i tak nie było najlepiej.
Jechaliśmy dość szybko, a Michał co jakiś czas się budził. Wcale się nie dziwię,  być uwięzionym w foteliku, to żadna frajda.  Na obwodnicy Gdańska, jak Michał jęknął to Ojciec dodawał gazu. Tak też do Swarzewa dojechaliśmy ok. 5.00 rano. Po prysznicu - spać, spać, spać.



sobota, 14 lipca 2012

Urodziny, Urodziny.........

"Mam trzy latka, trzy i pół, sięgam brodą ponad stół itd"
No właśnie, co prawda, nie sięgam jeszcze brodą ponad stół, ale mam się dobrze.  Bo właśnie dzisiaj skończyłem trzy latka. A na swoje urodziny zaprosiłem: mamę, tatę, dwie babcie, dziadka, no i mojego ojca chrzestnego.
Był tort i trzy świeczki, miałem trochę kłopotu z ich zdmuchnięciem, ale jakoś poszło. Babcie przyniosły prezenty, wujek Jacek też. A mama z tatą ugotowali przepyszny obiad.
Na zakończenie poszliśmy wszyscy na Mszę Świętą dziękczynną, za moje trzy latka życia i za moich kochanych rodziców.  Bardzo wszystkim dziękuję i polecam się za rok.
                                                                                                             Całkiem duży Michał.

wtorek, 10 lipca 2012

To już 63 lata temu się urodziłam.

Dzisiaj są moje urodziny, kolejne już sześćdziesiąte trzecie. Jak ten czas leci. Była taka piękna piosenka:
"Ludzie, ludzie Jak ten czas leci, to nie do wiary wprost. 
Tak nie dawno jeszcze dzieci, a już się srebrzy włos".
No własnie. A ja dzisiaj właśnie sobie ten włos, nieco poczerniłam. I mam się dobrze.
Nie czuję tak bardzo tych wszystkich lat. Może dlatego, że są tacy ludzie, którzy mnie potrzebują.
Staram się pomagać wszystkim w około, w miarę moich możliwości.

Dzisiaj ktoś mnie nazwał swoją przyjaciółką. Ufam, że tak jest. Dzień jest piękny, wieczorem msza św. dziękczynna, czy trzeba czegoś więcej????

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Znowu ktoś mnie potrzebuje.

Ostatnio pisałam, że dotychczas, najbardziej mnie potrzebował mój wujek, który odszedł do Pana.
Okazało się, że sąsiadka mojego wujostwa, złamała rękę, ( jest w wieku wujka). Poprosiła moją ciocię, abym ja zawiozła do lekarza. Przyjechałam do cioci, a ona mi o tym powiedziała.
Poszłam na górę, okazało się , że pani sąsiadka, ma złamaną rękę, jest przerażona i czeka na mnie. Oczywiście robi dobrą minę i próbuje żartować. Pojechałyśmy do lekarza, tam skierowano nas do szpitala, bo złamanie skomplikowane i otwarte.  Kiedy załatwiłyśmy w szpitalu, przywiozłam ją do domu. Ale za pięć dni wyznaczono nam wizytę kontrolną. No więc wiadomo, że jest potrzeba skorzystania z mojej pomocy. W trakcie wizyty kontrolnej, okazało się,  że kiedy zeszła opuchlizna, gips nie spełnia swojego zadania. Lekarz powiedział, że trzeba zmienić gips i naciągnąć (coś tam), bo ręka się nie zrasta. Moja podopieczna, jak to usłyszała, to prawie zemdlała. Trochę trwało, zanim ją przekonałam, że tak trzeba. Zgodziła się, ale była blada jak (ten jej gips)
Wtedy poczułam, że bardzo mi zaufała i całą sprawę, złożyła w moje ręce. Podczas całego zabiegu trzymałam ją za zdrową rękę, a ona patrzyła na mnie z bardzo wielkim zaufaniem.
Kiedy wróciłyśmy do domu, była bardzo wdzięczna za pomoc. Powiedziała, że bardzo potrzebowała mnie, mojej pomocy. Za pięć dni znowu jedziemy do kontroli.
Pan Bóg jest wielki, znowu ktoś mnie bardzo potrzebuje.     Krew Chrystusa jest mocniejsza.

piątek, 15 czerwca 2012

Moj wujek odszedł do Pana

Kiedy zawiozłam wujka do szpitala, miałam nadzieję na jego wyzdrowienie. Jednak Bóg zdecydował inaczej. Myślę, że lepiej dla niego.
Dzień przed śmiercią, ( Boże Ciało) byłam, żeby go nakarmić. Miałam nie pójść, bo jeszcze po procesji, o godz. 17-tej miałam prowadzić adorację Najświętszego Sakramentu. Byłam bardzo zmęczona, ale zdecydowałam, że pojadę i zobaczę jak się czuje, czy czegoś nie potrzebuje?
Pojechałam i wtedy ostatni raz przytomnie z nim rozmawiałam. Przebrałam go w czyste i cieplejsze rzeczy. Potem  przewróciłam go na bok, aby mógł swobodnie oddychać i on zasnął. Zrobiłam znak krzyża świętego na czole i poszłam. Na adoracji, podczas godziny świętej modliłam się za niego. Kiedy na drugi dzień zaszłam , aby go nakarmić, już był w agonii i kiedy si·e do niego odezwałam, wydał ostatnie tchnienie.  Dziękowałam Bogu, że zaczekał na mnie i przy mnie umarł.
Pomodliłam się i pojechałam załatwiać sprawy związane z jego śmiercią.
Był człowiekiem, który mnie naprawdę potrzebował, i powiedział mi to przed śmiercią. Myślę, że brakuje mi jego osoby, a także jego cierpliwości z jaką znosił ostatnie chwile swego życia. Mam na myśli ostatni rok. Wiele mogłam się od niego nauczyć. Dopiero teraz sobie to uświadomiłam.
Wieczny odpoczynek racz mu dać Pnie,

poniedziałek, 5 marca 2012

Mam nadzieję powrotu.

Dawno nie zaglądałam na te strony. Może napiszę cos nie coś. Być może będę częściej zaglądała. Mam nadzieję.
 Akurat dzisiaj przytrafił mi sie ciężki dzień.
Miałam spotkanie Wsþólnoty, a potem musiałam się zająć podopiecznymi.  Już na spotkaniu, jedna osoba robiła cały czas "wycieczki" pod moim adresem. Oddawałam to wszystko Jezusowi i spotkanie jakoś poszło.
Potem podopieczni, na samym wstępie, mieli do mnie pretensje, nie bardzo wiem o co?, chyba o to, że żyję. Dzień nie szczególny, ale czas szczególny. Przyjmij Panie te moje kłopoty i problemy. Zanurzam je w Twojej Przenajdroższej Krwi i ofiarowuję za te osoby, które mnie  dzisiaj "kosztowały".