niedziela, 16 maja 2010

O Dymiącym Naganie - Smoleńsk 2010

toyah, 2010-05-08

Kiedy rozbił się ten samolot i zginął Prezydent, zdając sobie świetnie sprawę z tego, że takie katastrofy się zwyczajnie nie zdarzają, a więc że tym samym, Lech Kaczyński został najnormalniej w świecie zamordowany, wiedziałem równie dobrze, że ten fakt nigdy – a przynajmniej nie za mojego zycia – nie zostanie wyjaśniony. Od samego początku więc skupiłem się na tym, by znaleźć w tym wszystkim nie tyle wyjaśnienie tego, co się naprawdę stało, lecz raczej, co z tego zostanie dla nas. A przede wszystkim, w jaki sposób, dzięki temu nieszczęściu, będziemy potrafili znaleźć drogę wyjścia z tego klinczu, w jaki nas wprowadził System przed kilkoma już laty. Dziś, z jednej strony widzę – i myślę, że widzimy to wszyscy – że ta tragedia, dokładnie tak jak to pięknie napisał Kamil Cyprian Norwid w wierszu, który tu wtedy zacytowałem, dała nam szanse niezwykłą, a z drugiej – równie mocno – że to nie jest tak, że tego co się naprawdę stało nie dowiemy się oficjalnie nigdy, bo tak to zwykle jest, lecz wyłącznie dlatego, że wszystkie siły tego zła stoją na straży tej tajemnicy i nie ustąpią dopóki będą miały siłę, by tak stać. Każdy dzień, za każdym razem z większą determinacją pokazuje nam, że w tej chwili walka toczy się o jedno – żeby nikt nigdy nie dowiedział się, co się naprawdę stało 10 kwietnia pod Smoleńskiem i żeby ten, kto to może nam powiedzieć, ta jedna osoba, nie podniosła się z tego ciosu. Skoro cudem przeżyła, to żeby przynajmniej już nie podniosła się z tego ciosu. Całe zło tego świata skupiło się na jednym. Żeby to co się stało już do końca świata się nie wydało i żeby ten, kto wie, nie miał szansy, by tę prawdę temu złu wygarnąć.

A oni wiedzą, że on wie. Wiedzą też jeszcze coś. Że on już się nie boi niczego. Że po tym co go spotkało, on jest przeciwnikiem strasznym. Że to co go miało zabić, uczyniło z niego kogoś, z kim oni nie dość, że nie mieli nigdy do czynienia, to nawet sobie kogoś takiego nie wyobrażali. I jestem przekonani, że gdyby mogli, zrobiliby tę jedną w tej sytuacji możliwą – i przecież najłatwiejszą ze wszystkich – rzecz, czyli go zabili. Ale na to jest już za późno. Dziś tego się już przeprowadzić nie da. Ja wiem, że moje nieustanne przywoływanie tu filmu Ojciec Chrzestnymoże trącić obsesją, ale nic na to nie poradzę. Bo w sytuacji, w jakiej znalazła się nasza scena, gdzie z jednej strony mamy System, a z drugiej Jarosława Kaczyńskiego przypomina mi ten moment, gdy don Vito Corleone na spotkaniu z przywódcami pięciu nowojorskich rodzin mówi, ze on ich oczywiście wszystkich kocha i szanuje, ale jeśli Michaela nagle podczas zwykłej burzy trafi piorun, to on nie będzie miał wyjścia, ale będzie musiał o tę śmierć oskarżyć kogoś z tu obecnych. Bowiem tak to własnie wygląda. Jeśli Jarosławowi Kaczyńskiemu się zdarzy umrzeć od uderzenia pioruna, to my nie będziemy mieli wyjścia innego, jak uznać, że to uruchomił któryś z tych panów. A więc lepiej o niego dbajcie. Plujcie, warczcie, jęczcie, możecie nawet zacząć odprawiać swoje znane wszystkim już świetnie rytuały. Ale uważajcie, żeby on się tylko nie pochorował.

Komorowski, nagan, polowanie